niedziela, 19 maja 2013

Tajlandia - złoto, zapach kadzideł i wszechobecny Budda

W tę podróż wyruszałam wyjątkowo z dozą niepewności i niepokoju, gdyż zawsze uważałam, że Azja to nie "moje" rejony świata. Możliwe, że uczucie to towarzyszyło mnie dlatego, że nie byłam nigdy w tej części globu i w zasadzie nie wiedziałam czego się spodziewać. Jakże się myliłam! Już po wylądowaniu w Bangkoku przywitały nas kwiaty, upalna noc i wszechobecny nawet w taksówkach Budda. Jako, że nie przepadam za wielkimi miastami, a Bangkok ma renomę hałaśliwego, chaotycznego, brudnego i zaduszonego smogiem, byłam powiedzmy przygotowana na najgorsze. Muszę powiedzieć, że smogu jako takiego nie odczułam, choć oczywiście biorąc pod uwagę natężenie ruchu ulicznego z pewnością on jest. W porównaniu jednak z czarną od dymu z rur wydechowych Havaną, Bangkok to naprawdę "małe piwo". Oczywiście, jak to wielkie miasto jest głośny, pełny turystów i samochodów, ale czułam się tam naprawdę bezpiecznie. 
Upał w tej szerokości geograficznej jest niesamowity, co jest jeszcze spotęgowane przez ekstremalną wilgotność powietrza sięgającą 80-90%. Człowiek jest w zasadzie non stop mokry i klejący, co przyznam jest dość irytującym uczuciem. W sklepach, autobusach i taksówkach za to klimatyzacja działa na najwyższych obrotach, co jest naprawdę porażające i spowodowało u nas liczne zapalenia zatok, zaropiałe oczy i ogólne zmrożenie... To chyba największy minus jaki odcisnął się w mojej pamięci z pobytu w Tajlandii.
Ceny
Ceny tutaj są naprawdę niskie, oczywiście nie mówię tu o wizytach w restauracjach czy ekskluzywnych sklepach. My żywiliśmy się w ulicznych knajpach i barach, gdzie za obiad (naprawdę przepyszny i świeży) trzeba było zapłacić równowartość 3-5 zł! Coca-cola, czy woda - 1,50 zł, shake ze świeżych owoców - 3-4 zł! Niejednokrotnie knajpki te wyglądały dość zniechęcająco pod względem czystości itp, ale ZAWSZE byłam mile zaskoczona smakiem, zapachem i świeżością serwowanych potraw, a należę raczej do wybredusów ;-) 
W Kanchanaburi (ok. 130 km od Bkk) ceny były chyba najniższe. Znaleźliśmy nawet bar, gdzie za drinka Whisky-cola płaciliśmy 10 bahtów, czyli około 1 zł ;-) Tak, tak! Wprawdzie trzeba było wziąć podwójną, to i tak było to dla nas zdumiewające. Bar nazywał się "Get drunk for 10 Baht" ;-)
Ceny noclegów oczywiście najdroższe były w Bangkoku i na południowych wyspach, ale my nie zapłaciliśmy nigdzie więcej niż ok 30 zł od osoby. W rejonach Kanchanaburi i Chiang Mai był to koszt rzędu15-25zł.
Transport
Poruszanie się po Tajlandii jest dość łatwe. Mamy do wyboru pociągi, autobusy dla turystów (tzw. VIP-bus) - uwaga na klimatyzację, radzę zabrać ciepły polar i skarpetki!!!, taksówki. Po miastach kursują tuktuki, czyli śmieszne motorki z paką. Trzeba uważać i nie dać się oszukać, bo ich kierowcy bardzo naciągają ceny! Trzeba się targować i choćby udawać, że wie się gdzie i za ile powinniśmy dotrzeć! Często obwożą też po znajomych sklepikach i agencjach turystycznych w nadziei, że uda się coś wcisnąć turystom, z czego mają zysk. Nie mniej jednak przejażdżka tuktukiem należy do obowiązkowych punktów wizyty w Tajlandii. Kierowcy do mistrzostwa mają opanowane przeciskanie się między samochodami, a czasem rozwijają prędkości jak toru wyścigowego! 
Pociąg nocny z Bangkoku do Chiang Mai jedzie planowo 15 godzin, nasz jechał 17 ;-). Ale mieliśmy kuszetki, więc można było się zdrzemnąć w nocy i jakoś przetrwać tę podróż. Zresztą widoki za oknem były naprawdę imponujące! Koszt ok. 60 zł/os. Z Chiang Mai na Pukhet jest myślę około 1600 km, więc podróż trwałaby wieczność, także zdecydowaliśmy się część tej drogi przelecieć samolotem. Stosunkowo tanie są loty liniami AirAsia, ale najtańszym rozwiązaniem był dla nas 9-godzinny przejazd nocnym VIP-busem do BKK (ok. 60 zł) i stamtąd samolotem linii Orient Thai na Pukhet (koszt ok. 200zł).
Pukhet nie interesowała nas od początku, gdyż żadne z nas nie przepada za kurortami nadmorskimi i komercyjnymi miejscami pełnymi turystów. Od razu przemieściliśmy się na wyspę Ko Phi Phi (prom ok 2 godz drogi), która oczywiście też tętniła turystycznym życiem, co windowało ceny w górę. Nie można jej oczywiście odmówić uroku! Hipisowski klimat na uliczkach, lazurowa woda, owoce morza zachęcające z restauracyjnych wystaw i niezliczone możliwości do nurkowania. Choć sama nie nurkuje, współtowarzysze podróży skorzystali z okazji na zwiedzenie kawałka podwodnego świata (koszt: ok. 250 zł). Z Ko Phi Phi przedostaliśmy się na mniej obleganą Ko Lantę. Rzeczywiście, nie wiem czy to z racji, że nie byliśmy tam w szczycie sezonu, ale wyspa była bardzo spokojna i miejscami nawet opuszczona. W podupadłych barach hulał wiatr, a nadmorskie bungalowy świeciły pustkami. Wyspa jest zdecydowanie muzłumańska, jak większość południowych rejonów Tajlandii.
Przyroda
Nie mogę po prostu nie wspomnieć o wspaniałej, wybujałej roślinności i bogatej faunie. Szczególnie bliska nam stała się podczas 2-dniowego trekkingu po tajskiej dżungli. Gigantyczne pająki, koniki polne, jaszczury i gekony były częstymi gośćmi nie tylko w bambusowym baraku w środku dżungli, ale również w pokojach w hostelach! ;-) Na szczęście nie spotkaliśmy na swojej drodze żadnego jadowitego węża, których w Tajlandii jest równie dużo. Cała roślinność jest z powodu sprzyjających warunków klimatycznych niesamowicie dorodna i kolorowa. Piękne kwiaty, kolorowe, soczyste owoce...
Myślę, że ludzie, którzy określają Tajlandię mianem raju na ziemi są bardzo bliscy prawdy! ;-)

1. Lucky Budda, Bangkok

 
2. Kompleks pałacowy, Bangkok


3. Świątynia Leżącego Buddy - jest wielki!
 4. Most na rzece Kwai, Kanchanaburi
 5. Tiger Temple, Kanchanaburi
 6. W drodze do Chiang Mai
 7. Wioska w środku dżungli, okolice Chiang Mai
 8. Wioska plemienia Karen (Plemię Długich Szyj)
 
 9. Słoń jest w Tajlandii pożytecznym zwierzęciem gospodarskim
 10. Wyspa Ko Phi Phi



 11. Wyspa Ko Lanta
 12. Uliczny kramik, Bangkok
 13. Tuk Tuk taxi, Bangkok
 14. Big Budda, Bangkok
 15. China Town, Bangkok



5 komentarzy:

  1. wow, pewnie świetne przeżycia,zdjęcie z tygryskiem wymiata :D ale Ci zazdroszczę!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeny zazdroszczę :) no i strasznie żałuję Chiang Mai, chyba jest po co wracać :)zdjecia są cudowne !

    ok...pędze czytać relację z Kuby:) lecę w listopadzie , już mam wszystko zabukowane i nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie! Kuba też jest fascynująca! Ja planuję już gdzieś z tyłu głowy Mexico! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tajlandia <3 To moje marzenie! Na 21 urodziny tam pojadę <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, ale teraz zatęskniłam...i wróciły wspomnienia...Tajlandia jest cudna!

    OdpowiedzUsuń